|
ROZDZIAŁ |
Błogosławiony Wincenty
Kadłubek |
PIĄTY |
WIELKA POKORA BŁ.
WINCENTEGO KADŁUBKA |
|
|
|
|
|
|
Wszyscy przywykli do
tej cichej, pokornej, uświętobliwionej
postaci biskupa i czcili tego sługę Bożego,
jako kapłana godnego zaiste tej nazwy. I
zdawało się, ·ze on zawsze wśród owczarni
swej tak cicho, słodko i troskliwie rządzić
będzie, ze nigdy nikt nie odejdzie od niego
niepocieszony, nigdy bez wsparcia, nigdy bez
złotego słowa rady i nauki. Aż oto przyszedł
dzien. ponury, groźny, który czarna chmura
zasłonił jasność słoneczna. Skłębiły się
ciężkie chmury, huk dalekich gromów
powtarzał się coraz bliżej, skry błyskawic
przelatywały raz po raz po niebie, pioruny
biły. Był to jakiś dzień grozy, trwogi i
smutku. |
|
Lud modlił się, lęk
ogarnął wielu, a wnet rozległ się krzyk:
“Pali się na Wawelu!!" Istotnie, w skarbiec
kościelny uderzył piorun, a ogień począł
czynić tam szkody znaczne, przyrządy
kościelne obracając w perzynę. Wieść o tem
zasmuciła biskupa Wincentego niezmiernie.
“To znak dla mnie, przestroga ręką Boga
wymierzona; jam nie godzien być kapłanem
przy tej świątyni, jam nie godzien być
pasterzem tej owczarni, jam tu pewnie
zawinił, czas mi się kajać za winy moje i
narodu winy" rzekł biskup Wincenty. I już
spokoju znaleźć nie mógł. Zniszczony ogniem
skarbiec kazał odnowić, modlił się ciągle
i czynił pokutę, a wreszcie począł się
prosić: “ Wybierzcie innego pasterza na moje
miejsce, jam nie godzien tej godności”.
Jakto, ojcze naszej dyecezyi? Chcesz odejść
od nas, chcesz zostawić lud bez swej opieki,
króla i sejm bez rady, Kościół tobie w
troskę oddany opuścić?” Pytają, proszą,
dziwią się, lecz darmo. Cichy, pobożny,
pełen pokory i zaparcia się zupełnego,
biskup Wincenty zamiaru nie zmienił. “Weźcie
innego, godniejszego, takiego, by sterował
mądrze ludem; jam niegodny być pośrednikiem,
mnie być sługą i najlichszym wśród Bogu
oddanych” Król, kanonicy, kapłani i biskupi
innych dyecezyi usiłowali zmienić zamiar i
postanowienie, lecz wszystko nadaremno. Ale
niełatwa to rzecz zrzec się tak wielkiej
godności i zdjąć z siebie tyle obowiązków,
jakie ciążą na namaszczonym słudze Bożym. |
|
Trzeba było wysłać
pismo do Rzymu, prosić Ojca świętego o
zezwolenie na to, ażeby można biskupowi stać
się najniższym sługą, zrzec się wszelkiej
władzy i praw, a spełniać posługi drugim
kapłanom.
Książe Leszek Biały długo prosił,
przedstawiał, i błagał prawie o to, ażeby
biskup Wincenty nie opuszczał dworu,
kapituły, Wawelu i dyecezyi. Wincenty ciągle
odpowiadał jedno: “Jam nie godzien, mnie być
najmniejszym i najniższym." Papież Honoryusz
w r. 1218 przysłał swoje zezwolenie. I, jak
pisze ksiądz Laskiewicz, ogromnego czynu
dokonał biskup Wincenty: <“Bo niemała to
rzecz była Wincentemu, będąc biskupem
krakowskim, stać się najuboższym
zakonnikiem, będąc najpierwszym po
arcybiskupie i po senatorach, stać się
najostatniejszym nowicjuszem w klasztorze, a
władając najobszerniejszą dyecezya krakowska
w posłuszeństwie, samemu w zakonie oddać się
w posłuszeństwo i dobrowolnie
z własnej wyzuć się woli. Mała to rzecz
była, będąc panem, stać się ubogim sługa, w
kuchni służyć, naczynia kuchenne pomywać,
kury tarze zamiatać i najlichsze wykonywać
posługi?”> |
|
A biskup Wincenty
dokonał tego i jak powiada Krasinski, "zdjął
dumę siebie , jako osobowość, a przeniósł ją
całą na to, co umiłował, na służbę Boga”. |
|
Zgromadziła się
kapituła krakowska, odebrała prawie z
płaczem z rąk biskupa błogosławiony
pastorał, wzięła pierścień
z jego palca i zdjęła drogie szaty. I
poczęto się żegnać z ukochanym, cenionym i
jako pochodnia cnotami jaśniejącym biskupem.
Płacz rozlegał się jednym łkaniem, a jako na
pogrzebie za trumną najlepszego ojca dzieci
od łez się zalewają,
tak kapituła , sejm, król, lud i wszyscy
zebrani w uroczystej procesyi żegnali bł.
biskupa, odzianego w najuboższe szaty
pielgrzyma, i wyprowadzili go z murów
Krakowa. Nic on już tu nie miął, nic, ani
najmniejszej rzeczy; wszystko rozdał ubogim,
wszystko dał na chwałę Bożą, na osuszenie
łez nędzarzom, na pociechę
najnieszczęśliwszych. Boso, pieszo, jako
pokutnik pełen win i grzechów wychodził
świątobliwy ten mędrzec i sługa Boży z bram
Krakowa, a nigdy już tu nie powrócił. Boso,
pieszo , szedł polami i lasami, dziesięć mil
szedł on, pierwszy z Polaków, który za
granica zdobył w wiedzy odznaczenie, on,
który pierwszy, jako Polak począł stwarzać
wielka, wspaniałą historye narodu naszego,
on, który święcił cnota, pokora i
miłosierdziem, idzie jako pokutnik do bramy
klasztornej. |
|
Piorun, który uderzył
w kościół katedralny i olbrzymie poczynił w
nim szkody, poprzedził wprawdzie ten krok
stanowczy bł. Wincentego, ale nie był jedyną
przyczyną. Myśl porzucenia świata i
poświecenia się Bogu w ciszy zakonnej tliła
od dawna w tej wielkiej duszy. Słusznie
bowiem zauważył ks. biskup Lotowski: “W
świętych duszach tkwią powody głębsze
i zacniejsze od przygód życia doczesnego,
powody miłości Boskiej, której nie
uspokoisz, jeśli masz ją prawdziwą, dopóki
nie wylejesz się cały na nią, a grubym
ludziom piorunu do tego potrzeba”. |
|
Z takich czynów
wielkich mężów, jak słońce jaśniejących,
tworzy się wielkość narodu! ... |
|
|
|
z "Przewodnika
chrześcijanina rzymskokatolickiego" |
wydanego 30
maja 1905 roku. Opracował Ks. Teofil Gapczynski. Wydanie pierwsze. Stutgart.
Z księgarni katolickiej Otona Thomy |
|
|